Aleksandra Julia Kotela

Namaluj mi Christine

Jak powyższa relacja udowadnia, odnalazłam kolejne hobby, które zamienia się w tak dużą pasję, że brakuje mi czasu, by dzielić go sprawiedliwie pomiędzy słowo, a pędzel. Tutaj na płótnie widzicie Christine and the Queens, bo jest to jedna z moich ulubionych wykonawczyń, popowa królowa, której miłość do Michaela Jacksona ujawnia się nie tylko w technice śpiewania, ale i w ruchach, zaś teledyski z najnowszego albumu to sztuka sama w sobie, ludyczna, teatralna, więc i nieco musicalowa, a przynajmniej mnie się tak kojarzy.. Tak czy inaczej – Christine padła ofiarą mojego pędzla. Nie jest jednak gotowa. Chciałam pokazać kawałek procesu tworzenia portretu, ale to jak będzie wyglądał na końcu – jest i dla mnie tajemnicą.

A. Kotela

Aleksandra Julia Kotela

Jutro podpisuję „Ręce ojca” w Ogrodzie Saskim w Warszawie

Serdecznie zapraszam wszystkich Czytelników. Do zobaczenia.

Aleksandra Julia Kotela

Nim będzie za późno

jesteś..
od narodzin wypełniona
szczęściem jakby ktoś wcisnął
pakiet Motherlode*; nie wszyscy je mają
ale ty o tym nie wiesz
– żyjesz

nie wiesz też, że masz szczęście,
bo stany nieposiadania są tobie obce
jesteś tak bardzo młodością,
jak gdyby nikt jej nie mógł ci zabrać. jesteś słońcem
i mokrym podkoszulkiem, przyklejonym do drżących życiem piersi,
jesteś.. naprawdę! spytaj tych, co im za skórę zaszłaś, że
– jesteś…

ale z wolna coś się zmienia:
dusze ulatują rok za rokiem.
łapiesz się na tym, że jest ich już z tuzin
a też miały swoje Motherlode, niektóre nawet
– podwójne.

gdzieś w połowie liczenia bilansu strat znika nawet zdrowie, nagle:
jak z ziemi kwiata wilgoć
i z twarzy!
i z ciała!
i z duszy!

– niepełna potwarz i serca wiara


myślisz: potem będzie już tylko.
gorzej…
po całości został delikatny uśmiech
po beztrosce kolorowe skarpetki w butach
doszło dziś do ciebie że mijasz już od dawna
mijasz odkąd wuja na twoich urodzinach krzyknął do cioci: zdychaj, suko!
To wtedy poznałaś znikanie z dnia na dzień:
– na zawsze…

życie. nie zostawiasz mi nic…
Motherlode maleje…
klawiatura zepsuta, już nie wciśniesz kodu…
Ulatujesz…
Toczysz się ku pewnej klęsce, z wachlarzem bujnych

– lęków!

więc zakładasz skarpetkę nie do pary
i kupujesz perukę, bo to jak dotąd jedyna oznaka sprzeciwu..
jaką ci dano. Bez Motherlode byłoby lepiej wiedziałabyś, co to ból
nie zaszedłby cię

– od tyłu…

Zahartowana byś była jak szkło
a ty do szkła podobna jesteś. tylko w jednym

i kto po tobie posprząta?


Motherlode!
Motherlode!
Motherlode!

nim będzie za późno..

Wiersz pisany na potrzeby powieści. Nadal w obróbce, niegotowy..

*Motherlode – kod do gry Sims, dzięki któremu bohater jest nagle tak bogaty, że możesz wybudować mu wszystko. W przypadku wiersza Motherlode jest metaforą szczęścia, które zostało dane bohaterce: urodziła się piękna, zdrowa, inteligentna, oto jej Motherlode, którego z czasem ubywa..

ARTYKUŁY, pisarstwo, powieść, RECENZJE

Zestawienie najlepszych książek ubiegłego roku!

Co zawładnęło moim umysłem w tym roku? Gdybym miała być szczera, dodałabym kilka popularno-naukowych opowieści o kosmosie, ale monotonia nie sprzyja zestawieniom, dlatego też pozwolę sobie na szachownicę różnych skrajności.  Oto one:

    Jonathan Safran Foer i jego „Klimat to my” zdają mi się najważniejszą książką tego roku, czytaną na zmianę z „Nowym oświeceniem” Pinkera (który gościł w moim zestawieniu 2019), a ich różne spojrzenie na stan Ziemi i ludzkie poczynania spotykają się w miejscu, o którym wielu woli nie myśleć – w chwili nieuniknionych zmian. 

Emmanuel Carrére ze swoim „Przeciwnikiem” to trzymająca w napięciu historia na faktach, które są dosyć niewiarygodne, przez co książka nie pozwala się od siebie oderwać. Na myśl przychodzi jedno: czy wiemy, z kim żyjemy pod jednym dachem? Zło i oszustwa fascynują ludzi odkąd zrozumieli, czym jest sumienie. Zło jest jednym z kusicieli dla mojej twórczości, więc nie zdziwi nikogo, że pochłonęłam książkę szybko. 

„Rozmowy dziecięcia wieku ” Frédérica Beigbedera to rozmowy z pisarzami, a wiśnią na torcie tego zbioru jest sam Beigbeder, którego sposób prowadzenia wywiadów robi z nich ciekawe dyskusje na temat literatury, i to nie z byle kim, ale o tym musicie przekonać się sami. 

Potem jest ciemność i magia.  „Widzi pan, z góry muszę przeprosić, że w tych zwierzeniach, dość zresztą pobieżnych, nie będę mógł uniknąć takich słów mocniejszych, jak na przykład magia. Albo ciemność.” – tak rozpoczynają się wspomnienia Gombrowicza i doskonale określają te słowa uczucie, jakie książka po sobie pozostawiła. Warto. Wiadomo, że warto.

Kolej na Juliana Barnesa, który nie uwiodł mnie swoim największym tytułem, bo ten wydał mi się dosyć pretensjonalny, za to dwoma, które prezentuję poniżej już tak i cieszę się, że to Barnes przypieczętował mi miniony rok. Wspominałam już o nim wielokrotnie, więc nie ma co się powtarzać – jest stylistycznym łyżwiarzem figurowym😉 sunie z lekkością przez słowa, czasem zaszczyci trudną figurą.  No, jak to Barnes. 

Jean Starobiński w „Atramencie melancholii” opowiada o czarnej żółci, bądź też – jeśli wolicie – o Saturnie, czyli o symbolach melancholii,  zastanawia się, czym ona jest i skąd pochodzi. To jedna z książek, które służą mi do pisania własnej.  Natchnęła mnie tą żółcią, dzięki czemu lepiej zrozumiałam swoich bohaterów.  

Jest i „Cichoborek” za emocje, które po sobie pozostawił. Nie może być tak, że tylko książki o degrengoladzie wpadają ludziom w oko. Jestem za równowagą w naturze, tym bardziej, że ciepłe uczucia towarzyszą w ogóle niewielu powieściom. Tej owszem.

Zestawienie kończy Sigrid Nunez, której ciągłe dygresje i styl wyrwany chwilami z innego gatunku niż powieść – uzależniły mnie od siebie i teraz już tylko czekam na więcej. Kompaktowa i wszechstronna. Liczę, że szybko ukaże się na rynku tłumaczenie jednej z Sigridowych książek. 

Miałam napisać o kilku innych, ale życia mi nie starczy, więc pozwólcie, że kiedy indziej. Gdybym jednak miała pokazać jeszcze jedną książkę, to byłaby to „Nowa perspektywa” Carrolla, która jest naukowo-filozoficzną rozprawą na temat człowieka, życia i wszechświata. Wszystkim życzę Szczęśliwego Nowego Roku i wielu dobrych lektur.

Aleksandra Julia Kotela

Obejrzyj film „SŁYSZYSZ?/OPOWIADANIA I ESEJE” w YouTube

Kolejny wyraz nadmiaru kreatywności. Tym razem historia, która dotyczy każdego.

Tak wygląda drugie opowiadanie multimedialne, nie jest to historia łatwa, nie jest to opowiastka dla zalatanych, którzy szukają lekkich my(d)lących tematów, ale chyba od dawna już nikt nie oczekuje ode mnie tego, że moja twórczość będzie tworzyła tak słodko-naiwne wrażenie jak jakże mylący poniżej uśmiech. Znowu jest ciężko. Jednym się spodoba, innym wcale. Oto jestem😉 efekty dźwiękowe w postaci świń i owiec zawdzięczam naturze, która nadal ma się „dobrze”. Chciałam wyskoczyć z karpiem, ale przed świętami to byłoby zbyt proste, więc mówię o tym, że kiedyś karpia nie będzie. I ciebie. I mnie. Takie tam nie do poduszki.

Aleksandra Julia Kotela, JanKa, pisarstwo, POWIEŚĆ "RĘCE OJCA", powieść, spotkania, wywiad

Obejrzyj film „JanKa. Niesamowite i oswojone” w YouTube

Rozmowa na temat niesamowitego i oswojonego, a jeśli chcecie się dowiedzieć, co to dla nas znaczy – zapraszam do obejrzenia filmiku. Dodam, że gościem specjalnym jest znawczyni polskiej literatury współczesnej – dr Eliza Kącka.

Opowiadania multimedialne

„FRAZEOLOGIA ROZPACZY/OPOWIADANIA I ESEJE” w YouTube

Od pewnego czasu w przerwie od pisania powieści interesuję się tworzeniem multimedialnych opowiadań, czy też esejów, w których liczy się – mówiąc kolokwialnie – klimat, dobór dźwięku do obrazu i słów, montaż. Długo szukałam czegoś, co wzbudzi we mnie zainteresowanie i z tego, co pisali moi obserwatorzy na Facebooku i Instagramie, gdzie dodałam ostatnio ów film – jest dobrze i powinnam robić to dalej. Ufam Wam i sobie, więc podtrzymam to hobby przy życiu, licząc, że nie będzie to zapał rachityczny i krótkotrwały, wszak – jak co niektórzy już pewnie zauważyli – wierna jestem tylko powieści. Rok 2020 jest podły dla wielu z nas, pozostaje kreatywność i ciepło bliskich osób❤, tak więc będzie co jakiś czas „ruchomo”.

A idąc poetyckim tropem pewnego Pana:

montaż-ja,

dźwięk i wideo – ja,

no i ten zacny tekst w wydaniu epistoralnym – ja.

nondiariusz

Nondiariusz;po to

Urodzilam się po to by szukać, a nie by znaleźć, więc z góry zakładam, że na żadnych laurach nigdy nie osiądę, ale od szukania czasem głowa mnie boli. Z wolna przebijam się przez tematy ciężkie, nużące, bo tak trzeba. Wiecie, pisarzowi* nie dano wyboru, temat na niego spada i sposób pisania także, więc historia ciągnie mnie za włosy, co czasem boli; czasem jest ok jak w tych bdsm historiach dla – ponoć – dorosłych, dostajesz łomoty, ale to całkiem przyjemne. Kroczę więc przed siebie raz z bólem, raz z emfazą, czasem dotyka mnie coś na podobieństo ekstazy, i nie śmiem robić inaczej. Ale nie jest łatwo. Czy każdy pisarz tak balansuje na granicy ludzi i idei? Nie mogę wejść w żaden świat do końca, bo ten drugi też jest ważny, nie mogę zaniedbać połowy siebie. Bywam dla siebie ostra i krytyczna, najgorsze baty sprawiam sobie sama jak sądzę, na przykład myślotokami bez sensu. Jak dziś.  A jutro jest nowy dzień i pewnie będzie tak samo.
P.s. Nie wszystko warto rozumieć.
*tak, wiem, są różni